Jak dobrze mieć krewnego w domu pomocy społecznej

                             Nie jest to problem nowy, jest znany pracownikom domów od lat, szczególnie pracownikom socjalnym. Oczywiście, nie należy generalizować sprawy, bo byśmy skrzywdzili wiele rodzin bliższych i dalszych, odwiedzających systematycznie swych krewnych w domu, dbających czy im czegoś nie brakuje i pytających w czym można pomóc. Ja chciałem zając się być może marginesem, wcale nie małym, który jak tylko może, wykorzystuje swych krewnych przebywających w domu pomocy. Często zastanawiamy się, kto tak naprawdę powinien stać na straży finansów mieszkańca. Rodzina czy pracownicy domu. 

             Zasady odpłatności są dwojakie, na tzw.   starych zasadach mieszkaniec płaci 70% swoich dochodów, a 30% wpływa na konto depozytowe, jeśli tego mieszkaniec życzy lub przynosi mu listonosz, przy nowych zasadach jest, podobnie tylko tą pozostała kwotę dopłaca gmina lub rodzina. I tam, gdzie dopłaca rodzina, problem nie istnieje. Jednak sponsorów dla swej rodziny wśród mieszkańców nie brakuje, świadomie i mniej świadomie. Nie liczą się z tym, że zabraknie, im na leki i inne dopłaty przewidziane przepisami. Jedno mają zapewnione na pewno, jedną wizytę rodziny w miesiącu, zaraz po otrzymaniu od listonosza renty. I wiemy wtedy dobrze, że ci, którzy systematycznie po wypłacie odwiedzają swego krewnego przychodzą po pieniążki. Najczęściej tłumaczą swym krewnym, „bo i tak Ci zabiorą”, tzn. zabierze dom. Co jest totalną bzdurą. Ostatnio bardzo rozpowszechnił się zwyczaj tzw. notarialnych upoważnień, do dysponowania środkami mieszkańca. Dlaczego o tym piszę, bo trudno, to zjawisko zrozumieć, kto jak kto, ale rodzina powinna zadbać, aby swemu krewnemu bliższemu lub dalszemu nic nie brakowało. A, wtedy mamy pytania; czemu tak drogo? a czy te leki są potrzebne? niedawno kupowałem. Pracownik domu stoi na pozycji żebrzącego dla mieszkańca, aby zapewnić mu to, co potrzeba i ma na, to swoje pieniądze. Najczęściej w takich przypadkach w roli obrońcy podopiecznego przed tzw. wyzyskiem stają pracownicy, a w skrajnych przypadkach kończy się to u dyrektora. Kiedy rodzina przychodzi na skargę. I co najgorsze nie może nic w tej sprawie załatwić. Problem pieniędzy mieszkańca jest bardzo drażliwy, Dlatego też tak precyzyjne, konsultowane są z prawnikami Procedury postępowania w różnych przypadkach. Z mej praktyki zawodowej mógłbym podać wiele przypadków, tych naprawdę skrajnych, kiedy jest to robi się to w sposób powiem ostro bardzo bezczelny. Kiedy wymaga się od nas przygotowania mieszkańca do wizyty notariusza, poprzez ćwiczenie u mieszkańca z demencją, aby powiedział swe imię i nazwisko oraz inne dane. Odmawiamy kategorycznie tego. Kiedy dzwoni dalszy krewny i prosi, aby przygotować z konta cioci pieniądze, bo obiecała mu ona sfinansować sztuczną szczękę (ok. 2 tysięcy). I cóż mamy robić, odmawiamy, bo wiemy, że to co zostanie na koncie depozytowym cioci nie starczy jej na leki. Oczywiście, jeśli ciocia – mieszkanka się nie da nam przekonać musimy jej te pieniądze wypłacić. Można, by przytaczać wiele tu przykładów, ale czy tak naprawdę, to coś zmieni, chociaż wprost mówimy o tym na spotkaniach z rodzinami. Jedynym sposobem tj. stawać w obronie mieszkańców, a tam, gdzie stan zdrowia tego wymaga występować z wnioskiem do Sądu o ubezwłasnowolnienie. Przynajmniej nad finansami ma wtedy pieczę opiekun prawny ustanowiony przez Sąd i wydający środki mieszkańca pod jego kontrolą. Liczba wniosków o ubezwłasnowolnienie mieszkańca znacznie wzrosła jak na ten typ domu, inaczej to bywa w domach dla osób chorych psychicznie czy upośledzonych intelektualnie. To nie są jedyne bulwersujące nas fakty związane z finansami mieszkańca, które nas   wprawiają w zakłopotanie, zadając pytanie jak tak można? Wiele rodzin załatwia, to przed przyjściem mieszkańca do domu, załatwiając upoważnienie notarialne, czy wzięcie kilku kredytów na tę osobę, bo wiemy, że ona sama, by ich nie wzięła. Coraz więcej pojawia się nam mieszkańców z zajęciami komorniczymi i co, wtedy stratę ponosi dom, bo komornik zajmuje kwotę z odpłatności. 

                     Niektórzy mieszkańcy nigdy nie spłacą zaległości z tego powodu. Kolejna grupa, to osoby z rodziny pojawiające się wtedy, kiedy po śmierci małżonka można coś zyskać od cioci. Kiedy mieszkali w domu obydwoje nikt ich na oczy nie widział, kiedy zmarł wujek i prosiliśmy o zajęcie się pochówkiem wszyscy odmawiali i na pogrzebie po latach poznali ciocię. A teraz widząc często zapominająca się ciocię są nad wyraz opiekuńczy. Czyżby sumienie ich ruszyło? Odwiedzają i co najważniejsze stawiają wymagania nie sobie, aby nadrobić stracone lata, ale domowi, bo ciocia musi mieć super. Tak jak my byśmy o tym nie wiedzieli. I dotychczas ciocia z wujkiem tak mieli, a teraz ciocia będąc sama będzie miała tak samo. A my wiemy, o co w tym wszystkim chodzi, ciocia ma sporo pieniędzy na depozycie, a może uda się sporządzić testament i wykiwać resztę uprawnionych do spadku. Powiem szczerze, że zrozumiałbym, to kiedy by chodziło o wielkie pieniądze, ale ile może uzbierać sobie mieszkaniec domu.  I tak mógłbym pisać bez końca, po tylu latach pracy, ale, czy to coś zmieni. Czy ruszy sumienia tych rodzin, którym jak ja, to nazywam oczy przed zauważeniem bliskiej osoby przysłaniają złotówki. Wiele osób podejrzewa, że pieniądze mieszkańca zabierze dom, niestety jest w błędzie, pozostawione rzeczy i pieniądze otrzymują wyłącznie spadkobiercy z sądownie orzeczonym spadkiem, a gdy nikt się nie zgłosi wpłacamy je do depozytu sądowego. Nie wyrażamy, także zgody na zapisywanie jakiegokolwiek majątku na rzecz domu. I nikt naszego zdania nie zmieni. A pytanie, kto powinien tak naprawdę dbać o finanse mieszkańca, pozostaje otwarte. Chociaż my te odpowiedź znamy na pewno nie pracownicy domu tylko najbliżsi, dlaczego, więc niekiedy bywa odwrotnie? Nie odpowiem teraz na, to pytanie może kiedyś poznam tę prawdę.